Działania DTeam

W tej części znajdziecie garść informacji (w zasadzie raczej już o charakterze archiwalnym) na temat naszych działań na początku. Opisano tutaj działania formalne jak i mniej formalne, zmierzające jednak w jednym, pozytywnym kierunku – uratowania linii nr 285 od zniszczenia i zapomnienia. Można je potraktować nieco z przymrużeniem oka, gdyż były one mało profesjonalne i czasem nieporadne. Dziś już wiemy i umiemy o wiele więcej, no ale jest nas także więcej.

Krótka historia DTeam

DTeam jest nieformalną organizacją, która za cel postawiła sobie opiekę na Linią Bystrzycką. Grupa powstała w roku 2002 i od tej pory w pocie czoła walczy z zarastającą tor roślinnością, zasypywanymi przez spływające z pól błoto przejazdami oraz niszczycielską działalnością złodziei złomu. Co istotne, nieformalna grupa DTeam, a ściślej mówiąć – jej członkowie – dała początek stowarzyszeniu o nazwie Sowiogórskie Bractwo Kolejowe, na którego stronie Szanowni Państwo właśnie się znajdujecie.
Początki były trudne. Zresztą zawsze tak bywa, kiedy porywa się z motyką na słońce. Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się wtedy, gdy pewnego dnia Andrzej i Grzesiek (dzisiaj prezes i wiceprezes SBK) wybrali się na pieszą wycieczkę po linii 285. Szli na północ – od stacji Jedlina Zdrój, poprzez Jugowice, Zagórze, Bystrzycę Górną i inne stacje tudzież przystanki ku Świdnicy Kraszowice. Wędrowali i rozmyślali; wyobrażali sobie, jak to po zarośniętym (zadrzewionym!) wówczas torze jeździły kiedyś pociągi. I obiecali sobie, że pewnego dnia przejadą się tamtędy drezyną. By jednak było to możliwe, należało oczyścić szlak z ogromnej ilości roślinności, która od czasu zamknięcia linii w roku 1990 poczynała sobie całkiem dobrze, integrując tor czy to z otaczającym lasem, czy też – w najlepszym razie – z łąkami. Innymi słowy, przeszkodą były nie tylko ogromne pokrzywy, maliny, krzaki dzikiej róży, ale także młode drzewka; wysokie już nawet na ładnych klka metrów. W ruch musiały więc pójść sekatory, siekiery i piły – oczywiście ręczne; DTeam nigdy nie dysponował piłą łańcuchową.
Recz jasna, dwie osoby nie były w stanie oczyścić niemalże dwudziestu kilometrów szlaku. Skontaktowano się więc z innymi miłośnikami kolei, a także dano informację o zapotrzebowaniu na ręce do pracy na prężnie wówczas działającej grupie pl.misc.kolej (pmk).Odzew był całkiem spory; dość powiedzieć, że w latach 2002-2003 DTeam liczył około 20 osób. Prace prowadzono w weekendy. Oczywiście nie wszyscy brali udział w każdej akcji, ale faktem jest, że w ciągu dwóch lat (około 25 „roboczych” weekendów) udało się oczyścić szlak od stacji Świdnica Kraszowice aż do mostu w Jedlince (nieco poniżej stacji Jedlina Dolna).
Innym problemem był fakt, że tor od pewnego czasu był niekompletny. Po ulewnych deszczach w 1994 roku, w wyniku nieumiejętnie prowadzonych prac budowlanych, zapadł się nasyp w okolicach Zagórza Śląśkiego. Z kolei na odcinku Jugowice – Zagórze brakowało około 100 metrów toru (szyn i podkładów). Nie przeszkadzało to jednak w prowadzeniu prac na szlaku i mimo dysponowania bardzo podstawowym sprzętem, grupa DTeam, głównie dzięki ogromnemu zaangażowaniu, do końca 2003 roku przygotowała do jazd około 17 kilometrów toru.
Wbrew pozorom, sytuacja nie wyglądała zbyt różowo. Oczyszczony tor stał się łakomym kąskiem dla złodziei złomu, którzy nie musieli już przeciskać się przez pokrzywy, by prowadzić swój proceder. Nowe ubytki pojawiały się z tygodnia na tydzień. Z powodu kradzieży dotarcie z Jugowic do Zagórza, wcześniej bardzo utrudnione w związku ze stumetrowym ubytkiem (niezapomnianym przeżyciem jest przepychanie drezyny po tłuczniu), stało się praktycznie niemożliwe, ponieważ ukradziono obie szyny na bardzo wysokim moście, znajdującym się pomiędzy wspomnianymi miejscowościami. Co gorsza, złodzieje uaktywnili się w rejonie wcześniej przez nich całkowicie ignorowanym – w okolicach wsi Olszyniec, a więc nieco powyżej stacji Jugowice, co było kłopotliwe zwłaszcza w kontekście organizowanych od 2003 r. przez SBK zawodów drezynowych: to tam właśnie miały się odbywać rekreacyjne jazdy na pokładach drezyn spalinowych. Tak oto przed DTeam’em pojawiło się nowe zadanie – uzupełnianie ubytków. Na szczęście, z mniejszymi lub większymi problemami najczęściej udawało się temu podołać, a przy prowadzeniu takich prac członowie grupy nabywali zupełnie nowych umiejętności. Nawiązano również ścisłą współpracę z odpowiednim komisariatem policji (w tym przypadku – w Głuszycy), polegającą głównie na monitorowaniu okolicznych skupów złomu przez policjantów i szkoleniu funkcjonariuszy, by mieli świadomość, jak wyglądają poszczególne elementy kolejowe i jak ich kradzież może wpływać na bezpieczeństwo w ruchu kolejowym. Ponadto, członkowie DTeam specjalną farbą oznaczali najbardziej narażone na kradzieże akcesoria torowe.
Od tamtej pory minęło już kilka lat. Zmienił się nieco charakter prowadzonych prac; pojawiła się konieczność walki z odrastającą roślinnością, a więc konieczność dokonywania oprysku chemicznego. Dużo czasu zabiera opieka nad taborem, a także liczne wyjazdy na imprezy drezynowe organizowane przez zaprzyjaźnione stowarzyszenia. Sama nazwa DTeam nie pojawia się już tak często, jak kiedyś. Członkowie grupy powołali do życia stowarzyszenie pod szyldem Sowiogórskiego Bractwa Kolejowego, ale DTeam nigdy nie został rozwiązany i najpewniej istnieć będzie, dopóki Linia Bystrzycka będzie potrzebować opieki.
Dzisiaj do noszenia koszulki z logiem DTeam „uprawnieni są” ci członkowie SBK, który aktywnie działali w początkowym okresie walki o uratowanie linii 285 przed fizyczną likwidacją.

Spotkanie z p. dyr. Gackiem PLK Wałbrzych – 18.03.2002r.

Będąc zapowiedzianymi przez p. dyr. Podgórskiego (ze starostwa) u p. dyrektora zakładu linii kolejowych Gacka umówiliśmy się telefonicznie na spotkanie. Ustaliliśmy termin dogodny na 18.03.2002r. Pełni optymizmu pojechaliśmy z Wojtkiem Bartzem do Wałbrzycha (jako ze tam właśnie przy ul. Parkowej 9 mieści się siedziba zakładu). Piechotka przeszliśmy te parę metrów dzielące Dworzec Wałbrzych Miasto i ul. Parkowa. Strategia była jasna – mieliśmy napisane pismo z Klubu Sympatyków Kolei we Wrocławiu (tu ukłon w jego stronę), z prośba o pozwolenie na jazdy drezynami na nieczynnym szlaku kolejowym z Jedliny Zdroju do Świdnicy Kraszowic. Wydawało nam się, że pismo i nasza argumentacja jest sensowna i wszystko jest kwestia kilku minut rozmowy. Może i spodziewaliśmy się jakichś problemów, ale chowaliśmy takie myśli głęboko w podświadomości – „a może się uda…” Zresztą pierwsze chwile rozmowy nie zapowiadały takiego finału jaki później nastąpił. Rzeczywiście wydawało się nam, ze niewiele brakuje abyśmy uzyskali zgodę, ale….. Po bardzo serdecznym i miłym przyjęciu przez p. dyrektora szybciutko sprowadzono nas na ziemie. Niestety sprawa nie przedstawiała się tak różowo jak sobie to wyobrażaliśmy. Okazało się, że starostwo nie wyraziło zainteresowania przejęciem linii (co kłóciło się z naszymi wcześniejszymi informacjami), stan techniczny linii nie pozwalał na udostępnienie jej nam. Nie mogło być mowy o jakimkolwiek wjeździe na szlak. Argumenty stawiano miedzy innymi takie: Nie mamy uprawnień do prowadzenia pojazdu szynowego (TAK!!! Musimy mięć uprawnienia maszynisty!!!!). Nasz pojazd z pewnością nie spełnia bardzo wysokich wymagań technicznych – w związku z tym nie może zostać dopuszczony po torach PKP Musimy mieć w składzie obsługi drezyny kogoś z uprawnieniami kierownika pociągu (!!!) Musimy mieć uprawnienia do kierowania ruchem na nieczynnych przejazdach kolejowych (wydane przez policje) Nie możemy pozyskanego z wycinki drewna nigdzie sprzedawać tylko oddać PKP (to akurat jest zrozumiale). Ponadto stan techniczny szlaku jest opłakany i przeprowadzenie jego remontu PKP wyceniła na ponad 6 mln. zł (Trudno się wiec dziwić, że samorząd nie chce przejąć tej linii). Sama wycinka drewna i oczyszczenie szyn miało kosztować ponad milion złotych. No i najważniejszy argument – PKP ponosi wszelka odpowiedzialność za wszelkie wypadki jakie wydarza się na szlaku, wiec w razie jakby co…. to oni mieliby placic. Coz – może i racja – ale w piśmie zaznaczyliśmy, że zrzekamy się wszelkich roszczeń, wiec…. Efekt był taki, ze p. dyrektor powiedział nam, ze raczej marne szanse są na pozytywne rozpatrzenie sprawy, zwłaszcza, ze do rozmowy przyłączył się (przypadkowo jak mniemam) dyrektor finansowo -ekonomiczny, który dość negatywnie naświetlił tło prawne całego problemu. Stwierdziliśmy nawet, że ten milion za wycinke mogą zaoszczędzić pozwalając nam wjechać właśnie w celu udrożnienia szlaku (a że używalibyśmy drezyny – to juz inna sprawa) Oczywiście mieliśmy czekać na oficjalne pismo w tej sprawie z odpowiedzią. Czekaliśmy i czekaliśmy, aż minął miesiąc. Jak minął 18.04.2002 nie wytrzymałem i zadzwoniłem do p. dyrektora z pytaniem czy doczekamy się naszego pisma. Oczywiście zapomniano o nas (tłumacząc, że podanie nasze zostało przesalane do innego działu) W końcu dostaliśmy odpowiedz – oczywiście odmowna, przygotowanie szlaku do naszych jazd byłoby zbyt kosztowne, a bez przygotowania – jak to sugerowaliśmy p. dyrektorowi – nie chciano nas wpuścić.

Pierwsze spotkanie w Starostwie powiatowym w Świdnicy – 28.01.2002r.

Jakiś czas przed świętami w prasie lokalnej ukazał się niewielki artykulik o tym, że „nasza” linie samorządy lokalne chcą ratować od zapomnienia i przywrócić na niej ruch pociągów. To był przełom w naszych działaniach. Nabraliśmy wiary, ze może nie walczymy z wiatrakami (PKP), a to co planujemy ma sens i realne szanse realizacji. Postanowiliśmy wybrać się do odpowiedniej osoby w starostwie, pokazać się, że istniejemy i nawiązać współpracę. Udało się nam wreszcie „zgrać w czasie” 28.01.2001. Był to poniedziałek, pojechaliśmy wtedy z Wojtkiem do Jaworzyny, gdzie odebrał nas Grzesiek. Na marginesie dodam, że przy wjeździe na stacje zauważyliśmy dwa wózki torowe przy nastawni. Mając chwile czasu do ustalonego terminu spotkania podjechaliśmy do nich. Chcieliśmy się dowiedzieć czy można „takie cudo” gdzieś dostać. Więcej na ten temat w opowieści o „Akacja Drezyna” – 2.02.2002r. Na godzinę 12.00 byliśmy umówieni z panem Lesławem Podgórskim – dyrektorem Wydziału Komunikacji, Transportu i Dróg Publicznych Starostwa Powiatowego w Świdnicy. Nerwy, które towarzyszyły oczekiwaniom są raczej nie do opisania, ale generalnie nie były potrzebne. Pan dyrektor przyjął nas bardzo milo i serdecznie. Zdziwił się wielce, że tacy ludzie (tzn. MK) istnieją i chcą działać. Opowiedział nam co udało się samorządowi osiągnąć aby doprowadzić „nasza” linie do ruchu. Plan przewiduje uruchomienie komunikacji autobusem szynowym na szlaku do Wrocławia Głównego przez Sobótkę, Świdnicę do Jedliny i możliwe, że dalej do Kłodzka lub Wałbrzycha. Jak na razie największym problemem są trudności formalno prawne. Jak zwykle w takich przypadkach nie bardzo wiadomo kto mógłby (w świetle prawa) przejąć te linie od PKP, a co gorsza – kto miałby prowadzić ruch na niej. Oczywiście chodzi o koncesje itp. Generalnie jednak są czynione dość intensywne zabiegi mające na celu znalezienie i zachęcenie potencjalnych operatorów do działania. Z naszej strony nie mogliśmy wiele zaoferować. Przede wszystkim jesteśmy raczej grupa niezależną, nie zrzeszoną, więc nie bardzo możemy być poważnymi partnerami dla samorządu. Niemniej jednak to co możemy dać, to chociażby oczyszczenie z krzaków i trawy linii, zlokalizowanie wszystkich uszkodzeń, rozeznanie jaki byłby koszt ich napraw i jakich wymagały by nakładów siły roboczej. Rozmowa przebiegała w bardzo milej atmosferze – generalnie zostaliśmy podbudowani, a co ważniejsze uzyskaliśmy poparcie dla swoich działań. O to na głownie chodziło. Uzyskaliśmy również zapewnienie o pomocy w uzyskaniu oficjalnego pozwolenia na wjazd na te linie (są juz realne efekty – o tym nizej). Dostalismy kilka adresów osób, które mogłyby nas wesprzeć medialnie (reporterzy lokalnego wrocławskiego radia, gazet itp.) Również zostaliśmy w pewien sposób zobligowani do rozeznania tematy wpisania całości lub części szlaku do rejestru zabytków. Jedyne co nas zaniepokoiło to fakt, że samorząd w razie niepowodzenia w znalezieniu operatora zamierza przeznaczyć odcinek ze Świdnicy do Jedliny na ścieżkę rowerowa. Wiązałoby się to ze zdjęciem torowiska i obudowaniem mostów aby je przystosować do ruchu rowerów. Tego chcieli byśmy oczywiście uniknąć, ale na niektóre sprawy nie mamy wpływu. Rozstaliśmy się przepełnieni chęcią działania. Z ostatnich wiadomości: Pan Dyrektor dzwonił do mnie 5.02.2002r. (wtorek) informując o swoim spotkaniu z człowiekiem odpowiedzialnym za wydawanie pozwoleń. Człowiek ten został wprowadzony w temat i oczekuje spotkania z nami

Kolejne spotkanie w Starostwie powiatowym w Świdnicy – 21.08.2002r.

Nasze działania na szlaku dojrzały w końcu do tego abyśmy zaprezentowali je zainteresowanym władzom lokalnym. Znany nam z wcześniejszego spotkania i pozytywnego poparcia dla sprawy Pan dyr. Podgórski ze starostwa powiatowego w Świdnicy był pierwszym celem. Mając motywacje do szybkiego działania (poprzez znikające tory) umówiliśmy się w dogodnym terminie – 21 sierpnia. Wiedzieliśmy, ze od tego spotkania będzie zależeć nasze przyszłe „być albo nie być”. Dlatego tez przygotowywaliśmy się szczególnie starannie. W ruch poszły ustawy „około kolejowe”, strona która oglądacie, wszelkie materiały, które zdobyliśmy. Zebraliśmy wszystko w jeden gruby tom i zbindowane, opatrzone naszym logo powędrowało na 9.00 rano do Świdnicy – razem z nami i wielkimi nadziejami. Przyjęci zostaliśmy niesamowicie przyjaźnie i pozytywnie. Ucieszyło to nas i od razu nastawiło optymistycznie. Po krótkim wstępie Pan dyrektor poprosili jeszcze do nas (z naszej strony: Grzesiek Sztetner, Marcin Stefanowicz i ja) rzecznika starostwa i dyrektora działu promocji i marketingu – Pana Rafała Bednarza. Było to doskonale posuniecie. Pan Bednarz wchodząc powiedział, że odebrał przed momentem telefon od Pana Gryzgota – byłego kierownika skansenu w Jaworzynie – który mówił, że zgłosili się do niego jacyś Niemcy z pytaniem czy wie co się dzieje na „naszej” linii, ze chcą się przyłączyć i że chcą wejść z jakimiś pieniędzmi. Zaczęło się ciekawie…… Na początek zdaliśmy sprawozdanie z naszej działalności i postępów jakie poczyniliśmy od poprzedniego spotkania – było tego troszkę. Pokazaliśmy stronę (mirror z 20 sierpnia), mapy, opowiadaliśmy o tym co robimy niedzielami na szlaku, jakie są postępy prac. Jak działaliśmy po poprzednim spotkaniu. Najważniejsze było to ze wreszcie samorząd mógł uznać nas poważnego partnera do rozmów – występowaliśmy jako członkowie Klubu Sympatykow Kolei z Wrocławia. Przedstawiliśmy możliwości samorządu jakie daje mu prawo (ustawy) i co w związku z tym w „naszym” temacie możemy zrobić. Zaproponowaliśmy aby samorządy uchwaliły uchwale o przejęciu linii, wtedy to zablokuje zapędy PKP do fizycznej likwidacji szlaku, a uruchomi procedurę przejęcia, co w dalszej perspektywie czasu pozwoli na uruchomienie przewozów, początkowo na odcinku z Wrocławia do Świdnicy, a później – po zebraniu pieniędzy na remont – dalej do Jedliny Pan Dyrektor wyrażał się bardzo pozytywnie o koncepcji i poparł ja. Sam zaoferował swa pomoc w zorganizowaniu spotkania wszystkich zainteresowanych samorządów. Wstępnie umówiliśmy się na 9 września. Wtedy to zapadną decyzje czy przejmować czy nie – mamy przynajmniej taka nadzieje. Jeżeli władza zdecyduje, ze wchodzi w to – to na wrześniowych sesjach sejmików będzie można przegłosować taka uchwale – inna rzecz czy zostanie zaakceptowana przez radnych 🙁 Po zakończonym spotkaniu u Pana dyrektora poszliśmy z Panem Bednarzem do działu marketingu i promocji porozmawiać o szczegółach. Wprowadziliśmy go w większość niuansów związanych z tym co robimy, ale najlepsze okazało się na końcu: Przyszła w odwiedziny pani reporterka z Polskiego Radia Wrocław. Od razu zainteresowała się naszym tematem, co oczywiście zaowocowało umówieniem się na spotkaniem w niedziele i reportażem o naszej działalności.

„Prasówka” – czyli pierwsze spotkanie z Prasą; 10 Akcja Krzony – 25.08.2002r.

W trakcie naszego spotkania w Starostwie Powiatowym w Świdnicy nawiązaliśmy kontakt z Panią Agnieszka Szymkiewicz (sic!!), która jest reporterka Polskiego Radia we Wrocławiu. Zainteresowała się niesamowicie naszym tematem i nalegała na spotkanie i krótki reportaż na ten temat. Oczywiście nie widzieliśmy przeszkód – i umówiliśmy się o 8:45 przed dworcem kolejowym Świdnica Miasto. Na miejscu okazało się, że nie tylko radio (Polskie Radio Wrocław) nas będzie opisywać – także prasa (Gazeta Wrocławska – oddział Wałbrzyski). Po przywitaniu i wzajemnej prezentacji pojechaliśmy na górę do Zagórza. Tam też znalazł nas fotograf z gazety. Pozowaliśmy do zdjęć i udzielaliśmy wywiadów. Atmosfera była bardzo podniosła i pozytywna. Odpowiedzieliśmy na mnóstwo pytań, zademonstrowaliśmy nasz „tabor” i sposób pracy, no i wsiedliśmy na wózek i pojechaliśmy w dól. Tuż przy przejeździe ktoś zdemontował (prawdopodobnie „przebierańcy” -złodzieje) łubki łączące szyny. Zastosowaliśmy metodę sprejowania i po odkopaniu pojechaliśmy z Panią Agnieszka Bielawska z GWr i synem Pani Agnieszki Szymkiewicz w kierunku mostu przy zaporze. Oczywiście pokonując po drodze znane nam przeszkody. Na moście czekała na nas ekipa w postaci fotografa i Pani z radia. Tutaj uczestniczyliśmy w kolejnej sesji zdjęciowej (zobacz skany artykułu) i pojechaliśmy dalej z Panią z prasy. Cały czas opowiadaliśmy o tym co robimy, o tym co widać „za oknem”. Na końcu pokazaliśmy co czeka nas na dziś i pożegnaliśmy się. Dla nas zaczął się morderczy dzień pracy. Wraz z nami przyjechała jeszcze przyjaciółka Szymona. Zabraliśmy się do roboty – należało zdjąć mnóstwo ziemi z kamieniami z międzytorza, a także oczyścić kanały odwadniające. Według obliczeń przerzuciliśmy około 8 ton materiału – harowaliśmy w pocie czoła do 14.00, kiedy to przerwa dala nam trochę wypoczynku. Oczyściliśmy szyny, wykonaliśmy pomiędzy nimi rowek odprowadzający wodę w dół do kanału odwadniającego, z boku (po prawej stronie patrząc w stronę Świdnicy) wykopaliśmy i oczyściliśmy kanał odwadniajmy odprowadzający wodę znad mostu. To było chyba najtrudniejsze zadanie, ale udało się. Po przerwie zaatakowaliśmy krzaki za mostem. Udało się nam pokonać jakieś 100 – 150m w kierunku przejazdu do silosa w Burkatowie. Do pokonania zostało jeszcze trochę, ale to jest do zrobienia w kilka godzin. Nad torem w jednym miejscu zostawiliśmy fantastycznie zwisające wino. Miejsce to nadaje się doskonale na winietkę foldera reklamującego „nasz” szlak – ale jak miałyby pojechać autobusy szynowe – trzeba będzie wyciąć 🙁 Prace zakończyliśmy około 17.00 i wracając – 1:30 h pod gore – oczyściliśmy jeszcze jeden przepust z nawrzucanych gałęzi. Zmęczeni i zadowoleni wróciliśmy do domów po drodze snując plany na przyszłość.

Trzeci raz w Świdnicy – Spotkanie z samorządowcami – 9.09.2002r.

W trakcie poprzedniej rozmowy Pan dyr. Lesław Podgórski (dyr. Wydziału Komunikacji, Transportu i Dróg Publicznych w Starostwie Powiatowym w Świdnicy) dnia 21 sierpnia zobowiązał się, że zajmie się organizacja spotkania na którym mięlibyśmy możliwość przedstawić nasza koncepcje przejęcia linii zainteresowanym samorządom. Wstępnie termin ustalono na 9 września – 9.00 – okazało się, że został on dotrzymany i spotkanie odbędzie się. Zaproszeni na nie zostali przedstawiciele samorządów w Świdnicy, Wałbrzychu, Wrocławiu i gmin Walim oraz Jedlina. Nasze plany przewidywały prezentacje naszej grupy, tego co udało się nam osiągnąć na szlaku, a przede wszystkim tego co trzeba by zrobić aby uchronić linię od zniszczenia i likwidacji. Postanowiliśmy, że Szymon przygotuje krotki filmik o szlaku i o naszych działaniach, a ja krótkie prezentacje o koncepcji. Jeszcze w sobotę film nie byl gotowy – Szymon wyjechał rowerem na szlak na „dokrętki”. Zniknął niemal – ponieważ do niedzieli wieczorem nie dawał znaku życia. Wyjazd jego niestety przedłużył się na niedzielę. Cala noc montował z zebranego materiału 10 minut filmu. Z ledwością zdążył na pociąg (wspaniale wyglądał jak biegł przez hol główny dworca PKP we Wrocławiu :-))) ), jeszcze na 7 minut przed jego odjazdem był w domu i nagrywał kopie filmu na płyty. Na szczęście udało się i zaraz po ruszeniu pociągu ze stacji zasłoniliśmy okna i zrobiliśmy małą salę kinową w przedziale. Musze przyznać, ze dzieło Szymona powaliło mnie na podłogę i przetargało tam i z powrotem. Było doskonale – nie za długie, nie za krótkie, z odpowiednio dozowanym napięciem – suuuuuper – SZYMONIE!! CHWALA CI ZA TO!! W Jaworzynie czekał na nas (na Szymona, Marcina i mnie) Grzesiek „Trapp”, załadowaliśmy się do jego niebieskiej strzały i pędem do starostwa – pociąg oczywiście był spóźniony (i jak zwykle z Bykiem) Zdążyliśmy niemal w ostatnim momencie (była za minutę 9:00), zainstalowaliśmy się i zaczęło się spotkanie. Obecni byli na nim: Starosta pow. świdnickiego, starosta powiatu wałbrzyskiego (p. Orpel), starosta pow. wrocławskiego, przedstawiciel prezydenta miasta Świdnicy, przedstawiciele władz gmin Walim i Jedlina – ponadto jeszcze jakieś osoby, których stanowisk nie pamiętam, p. Bednarz – rzecznik starostwa w Świdnicy i nasza czwórka, w sumie około 20 os. Na początek zabrał glos człowiek ze starostwa świdnickiego (nie wiem – może to był starosta – sorrry za moja ignorancje, ale niestety nie przedstawili sie nam wszyscy wiec dokładnie nie potrafimy powiedzieć kto był kim :-)))). Mówił o naszej inicjatywie, o pomyśle, o tym , że kolej chce zlikwidować linie itd. itd. Następnie oddal glos nam (tzn. mi :-)) Wtedy to opowiedziałem zebranym o tym kim jesteśmy, co robimy, jak się spotkaliśmy. Potem pokazaliśmy filmik Szymona – widzowie byli pod wrażeniem – takie mam odczucia – i na koniec pokazaliśmy im naszą koncepcję co trzeba zrobić aby linie uratować (wszystkie materiały będzie można zobaczyć w „pobieralni”). Chcieliśmy samorządowców przekonać do podjęcia uchwały o woli przejęcia linii 285 (z Wrocławia przez Sobótkę, Świdnica do Jedliny Zdroju), pokazaliśmy, że może to mieć sens w pewnych warunkach – pokazaliśmy jakie te warunki musza być. Chodziło o to, iż przejąć muszą linie wszystkie zainteresowane samorządy i to na odcinku z Wrocławia do Jedliny, a nie tylko ze Świdnicy do Jedliny, również ważnym aspektem jest to, iż samorządy muszą mieć możliwość czerpania korzyści z ruchu towarowego – tzn. jeżeli wyłoniony zostanie operator, to musi on mieć możliwości prowadzenia ruchu towarowego na tym odcinku. W dalszej części nastąpiła dyskusja. Pan Orpel pokazał nam dokument (fantastyczny – musimy go kiedyś zdobyć) na temat planów stworzenia Dolnośląskiej Kolei Turystycznej (z 1993-94r.) – oczywiście nikt z nas nic nie wiedział na ten temat wcześniej. Okazało się, że samorządy zleciły zrobienie ekspertyzy opłacalności ekonomicznej przedsięwzięcia. W jej wyniku konkluzja była totalna nieopłacalność. ponieważ trzeba byłoby KUPIĆ od PKP linię, autobus szynowy (wtedy już tylko ten jeden koszt przerastał możliwości samorządów), zawiązać spółkę, która by prowadziła ruch (TYLKO PASAZERSKI). Nasze tłumaczenia, że nie ma na świecie linii, gdzie przewozy pasażerskie same w sobie są dochodowe – trafiały w próżnie. Jakoś p. Orpel nie bardzo nas rozumiał. Dzisiejsze realia (ustawa o komercjalizacji PKP itd.) pozwalają na realizacje przedsięwzięcia z większym prawdopodobieństwem powodzenia. Generalnie stanęło na tym, że samorządy będą – z większa lub mniejsza chęcią – podejmować uchwały o woli przejęcia linii – tzn. obecni na spotkaniu będą działać w tym kierunku aby tak się stało, ponadto trzeba będzie zrobić aktualizacje przedstawionej ekspertyzy – p. Orpel miał zorganizować nam spotkanie z instytucja która to robiła – ale jak na razie nic nam na ten temat nie wiadomo. Już po skończonym zebraniu podszedł do nas człowiek z samorządu z Walimia i powiedział – „Dajcie mi projekt takiej uchwały – zaraz się tym zajmę – będziecie mieli taką uchwałę podjętą” – to było najbardziej konkretne działanie jakie nam obiecano 🙂 Podobne podejście do sprawy prezentował przedstawiciel samorządu w Jedlinie.  Gdy już definitywnie skończyło się spotkanie, podeszliśmy do p. Bednarza po dane adresowe osób, które mogłyby nam w jakiś sposób pomoc. Dostaliśmy namiar na byłego dyr. skansenu w Jaworzynie – p. Gryzgota – na dzień dzisiejszy mogę zdradzić, że jest ogromna szansa na to, iż dostaniemy pozwolenie na jazdy po szlaku :-), a także do p. Pederaka (Penderaka??), który prowadzi pensjonat w Witoszowie Dolnym – ten Pan z kolei zaoferował nam konkretną pomoc – w postaci piły spalinowej i chęci dofinansowania naszych planów – liczymy bardzo na każdą pomoc, bo warto chyba wałczyć o tę linię. Na razie tyle w skrócie – bo całego spotkania na dobra sprawę nie da się przekazać w postaci opisu – trzeba by na nim być….

 Akcja Drezyna nr 1 – 2.02.2002r.

Jadąc na spotkanie z Panem Dyrektorem Leslawem Podgorskim wypatrywaliśmy usilnie jakichkolwiek szczątków (oczywiście nadających się do zaadoptowania) wózka torowego czy drezyny. Wiedzieliśmy, ze cos takiego znajduje się w Imbramowicach, z okien pociągu udało nam się wypatrzyć również podobne w Zarowie i na stacji Wrocław Zachodni, a także w Rogoznicy. Wjeżdżając na stacje w Jaworzynie Śląskiej zauważyliśmy dwa wózki torowe przy nastawni i wieży ciśnień. Ponieważ do spotkania zostało jeszcze dużo czasu, postanowiliśmy podejść do nich i się im przyjrzeć. Zapytaliśmy pracowników PKP kręcących się w pobliżu czy nie wiedza czy gdzieś można taki wózek odkupić, wypożyczyć, albo dostać w prezencie. Okazało się, ze te dwa, które stały są używane i niestety nie można ich dostać. Ale okazało się, ze gdzieś na terenie stacji znajduje się jeszcze jeden taki wózek przeznaczony (bądź już skreślony) na złom. Wsiedliśmy w grzeskowego fiata i pojechaliśmy z „przewodnikiem” w owe miejsce. Okazało się, ze wózek był – i owszem – ale niestety człowiek ze skansenu przetoczył go na teren parowozowni i słuch po tym wózku zaginął. Z potoku słów płynących z ust pracownika PKP wyłowiliśmy informacje, ze jeżeli ktokolwiek może nam pomoc to tylko p. Kolano – toromistrz ze stacji Świdnica Miasto. Po spotkaniu z p. Dyrektorem pojechaliśmy na stacje w Świdnicy z zamiarem poszukania właściwego człowieka. Oczywiście informacja/kasa w ogóle nie wiedziała, ze taki człowiek istnieje, wiec pozostało nam wchodzić do każdych drzwi i pytać. Drugie, albo trzecie z kolei drzwi okazały się właściwymi i poprosiliśmy o rozmowę (na peron, bo pogoda była wyśmienita). Tu okazało się, ze wózek jak i również cala drezyna jest dostępna (ale jest już jakiś chętny na nią wiec trzeba było się śpieszyć). Grześ umówił się na następny dzień (i tak miał podjechać do do p. Dyrektora) aby obejrzeć „bolid” Stal on na stacji Swidnica Przedmiescie. Wymiary i waga wskazywała, ze nie będzie można go przetransportować Lublinem (jak to początkowo planowaliśmy) a tylko za pomocą przyczepy. Po ustaleniu terminu odbioru sprzętu zaczęliśmy gorączkowo zbierać pieniądze (patrz „Inne”) i organizować transport a także miejsce czasowego postoju. Tomasz Korycki mający rodzinę w Świdnicy zaoferował pomoc wujka. W piątek (nieprzekraczalny termin mijał w sobotę) – niemal „rzutem na taśmę” Wojtek Bartz przyniósł ostatnie brakujące złotówki. Mi również udało się ich trochę zdobyć, wiec kasa była. Sobota rano spotkałem się na dworcu we Wrocławiu z Szymonem. Po dojechaniu do Jaworzyny przesiedliśmy się (był również Grzesiek, Marek Wiercioch, Tomasz Korycki i Łukasz Cielecki) do pociągu do Świdnicy. Odcinek ze stacji Miasto do stacji Przedmieście pokonaliśmy po torach. Czas mijał zdecydowanie za szybko aby obgadać wszystkie tematy. Po dotarciu na miejsce postawiliśmy pojazd na szyny i zaczęło się testowanie. Jeździliśmy po torach stacyjnych chyba z dwie godziny. Wszystko pinie dokumentował Szymon kamera – zrzuty będą w dziale „Galeria Foto”, na koniec pamiątkowe zdajecie i załadunek. Na miejscu okazało się, ze moglibyśmy zakupić również wózek torowy. Jego również postawiliśmy na szyny i sprawdziliśmy jak się zachowuje. Decyzja zapadła – bierzemy!!! W taki to sposób staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami drezyny torowej typu „moja – twoja”, oraz lekko nadgryzionego zębem czasu, ale w pełni sprawnego wózka torowego. Na koniec serdeczne ukłony i podziękowania dla wujka Tomka Koryckiego, za wsparcie w postaci samochodu z przyczepka i terenu w ogródku, gdzie nasze skarby oczekują na transport do Wrocławia na „naprawę główną”.

Akcja Drezyna nr 2 –  5.06.2002r.

Po poprzedniej „Akcji Drezyna” tabor nasz stanął na podwórku rodziny jednego z nas w Świdnicy. Z przyrzeczeniem, ze nie będzie stal dłużej jak 3 tygodnie, a po tym czasie pojedzie na remont (Naprawę Główną) do Wrocławia. Niestety z 3 tygodni zrobiły się 3 miesiące…..
Podstawowym problemem z jakim się borykaliśmy początkowo był brakśrodka transportu, czyli samochodu wyposażonego w hak holowniczy. W pewnym momencie „zaświtało światełko w tunelu” i była niewielka nadzieja, ze będziemy mieli czym przetransportować nasz „tabor”. Jednakże człowiek wycofali się i zostaliśmy sami. Kolejny problem to miejsce stałego postoju taboru. Nie mógł to byćogródek mojej teściowej (miałem tylko pozwolenie na przeprowadzenie remontu). Stwierdziliśmy, ze nie może to być również Wrocław, ze względu na brak środka lokomocji pozwalającego przewieźć tabor na szlak co weekend. Wymyśliliśmy, ze powinno to być jakieś zamykane miejsce w okolicach szlaku. W związku z powyższym postanowiliśmy się wybrać w tamte okolice i poszukać odpowiadającego nam lokalu. Łącząc „przyjemne z pożytecznym” -czyli wycieczkę rodzinna z załatwianiem postoju 25 maja 2002r. dotarliśmy z Grześkiem do człowieka, który mieszka na stacji w Zagórzu. Po wstępnej rozmowie, w której nakreśliliśmy o co nam chodzi, otrzymaliśmy propozycje wynajęcia circa 300m świetlicy ;-)))))Oczywiście tyle powierzchni nam nie było potrzebne, a poza tym drewniane ściany i nieokratowane okna spowodowały, ze zrezygnowaliśmy z tej koncepcji. Zaproponowano nam….. poczekalnie!!! Tutaj byly masywneściany i kraty w oknach, dwu skrzydłowe drzwi i wyjście bezpośrednio na tory. Oczywiście to nas jak najbardziej zadowalało, wiec powiedzieliśmy „TAK” i umówiliśmy się na najbliższa wolna chwile, ze przywieziemy sprzęt, czyli wózek torowy. W trakcie rozmowy okazało się, ze człowiek ma oficjalne pozwolenie na wycinkę drzew i krzaków na „naszej” linii. Ta wiadomość uradowała nas niezmiernie, bo przecież te wycinkę mogliśmy prowadzić dla tego człowieka my!!! Po jakimś czasie udało się nam dograć wszystkie terminy, zorganizowaćtransport (to ogromne ukłony dla Olgierda – kolegi Szymona). Jedziemy!!!! Był 5 czerwca 2002r. gdy spotkaliśmy się na dworcu Świdnica Miasto. Pojechaliśmy do wujka Tomka Koryckiego, któremu dziękujemy tutaj za cierpliwość ;-))) i załadowaliśmy wózek na lawetę. Szybki skok i jużzajeżdżaliśmy pod budynek stacyjny w Zagórzu. Tutaj wyładunek i wniesienie przez wąskie jednak drzwi do poczekalni, oplata i jazda z powrotem do Świdnicy po drezynę. Tu mały problem – nie chcieliśmy aby nasz pojazd w jakikolwiek sposób uszkodził lawetę – ale pokonaliśmy go kładąc całość na oponach i mocno wiążąc. W końcu wyjechaliśmy. Jazda z szybkością momentami dochodząca do 140km/h na trasie Świdnica – Wrocław przysporzyła nam nie mało wrażeń ;-))))) Nie musze chyba opisywać min podróżnych w innych samochodach jakie wyprzedaliśmy ;-))) W końcu dotarliśmy do celu i nasz pojazd stanął pod grusza w moim ogrodzie oczekując na swoja renowacje. Na dzień dzisiejszy donoszę, że udało się nam z Szymonem rozkręcićwszystkie śruby, wszystkie elementy, zdjęliśmy uszkodzona zębatkę(która musimy zrobić na nowo). Efekt jest taki, ze koła, osie, śruby,łożyska i zębatki są osobno (w wiaderku – czekają na czyszczenie), a rama czeka na utylizacja. Planujemy zrobić ramę całkowicie nowa, z profili zimno giętych. Będą dwie ławki, wajcha pomiędzy nimi, dwa hamulce i jeden dodatkowy – postojowy. Ponadto planujemy uzyskać homologacje dopuszczająca nasz pojazd do ruchu po torach PKP. (tekst pisany w 2002r.)

Dziś drezyna stoi juz w naszym Zakładzie Taboru w Jugowicach!!!! Jest sprawna, zdatna do jazdy i czeka na okazje do przejażdżki
Akcja Drezyna nr 3 – 9.12.2002r.
 Od chwili gdy przywieźliśmy pojazd do Wrocławia (AD2) trwały przygotowania do jego wyremontowania. Na początek Szymon opracował plany konstrukcyjne i wstępne założenia, aby moc określić ile i jaki materiał będzie nam potrzebny. Następnie w ciągu kilku tygodni udało się się nam zwieźć do mnie do domu to co było potrzebne (stal, a później drewno) i zabraliśmy się za robotę – właściwie Szymon się zabrał – ponieważ ja ze względu na wykonywane prace nie miałem możliwości uczestniczyć w nich od początku do końca. Pierwszy etap polegał na złożeniu ramy i pospawaniu jej. To wymagało największej staranności. Ale udało się.  Szkielet ramy i podpór podławki stal w ogrodzie czekając na malowanie. Natomiast pozostałe po starej drezynie elementy kąpały się w specjalnym roztworze – aby je oczyścić. Kolejny etap obejmował dospawanie części mocowania wajchy, jak i mechanizmu podnoszenia dużej zębatki. Ponieważ pojazd nasz miał byćpojazdem przeznaczonym do pokonywania linii górskich planowaliśmy od początku zamontować w nim odłączany od osi napęd. Gdy już wszystkie elementy stalowe były złączone w jedna całość pomalowałem je (na początek 3 razy farba antykorozyjna, a później czarnym matem). W dalszej części prac wykonaliśmy mocowania i połączyliśmy obejmyłożysk, hamulce i osie. Tutaj na scenę weszło drewno – Szymon doskonale je podocinał, a ja pomalowałem. Za kilka dni zmontowaliśmy wszystko do kupy i pojazd był gotów. Niesamowita była nasza radość ;-))))) Dnia 9.12.2002r. umówiliśmy się na akcje transportowa połączona z pierwszymi próbami technicznymi. Początkowo uczestniczyć w tym miała ekipa z Opola, ale nie udało się im na czas złożyć własnego pojazdu. Wstępnie przewidywaliśmy, ze miejsc na pokładzie pojazdu może nie starczyć dla wszystkich, ale jak się później okazało, nie wszyscy chętni mogli uczestniczyć w akcji. Postanowiliśmy wiec, ze jedziemy sami „bez względu na pogodę”. Jak postanowiliśmy tak tez się stało. Załadowaliśmy pojazd (z niemałym trudem) na lawetę i pognaliśmy do Zagórza. Tutaj dotarliśmy około 11:00, gdzie spotkaliśmy się reszta ekipy. Tutaj został on pierwszy raz postawiony na tory i próbnie przetestowany. Niestety warunki pogodowe panujące kilka dni wcześniej w tym rejonie spowodowały, ze na główce szyny wystąpiła cienka warstwa lodu, która skutecznie uniemożliwiała nam jazdy. Dojechaliśmy tylko do przejazdu w kierunku Świdnicy i próbowaliśmy się przebić dalej. Jednakże zmarznięta ziemia nie poddała się naszym narzędziom, wiec dokończyliśmy próby techniczne tutaj. Spotkaliśmy się z bardzożyczliwym podejściem osób mieszkających w okolicy, którzy zaoferowali nam swa pomoc (żeby nie zapeszyć, na razie nic nie napisze na ten temat- ale dziś już mogę zdradzić tajemnice – efektem tego spotkania jest powstałe Sowiogorskie Bractwo Kolejowe.